– Stagflacja to połączenie inflacji i stagnacji gospodarczej. Od jakiegoś czasu ekonomiści zaczęli już w Polsce dostrzegać możliwość pojawienie się stagflacji. Z punktu widzenia rynku mieszkaniowego mamy już do czynienia z oddziaływaniem dwóch czynników: inflacji i spowolnienia gospodarczego – mówi Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments w rozmowie z ISBnews.TV
Jeżeli mówimy o inflacji to teoretycznie ceny nieruchomości powinny rosnąć.
– Droższy jest koszt budowy metra kwadratowego nieruchomości, mamy słabszą walutę i rośnie czynsz najmu lokalu. Z drugiej strony, jeżeli mamy stagnację gospodarczą, to sytuacja wygląda trochę inaczej – mówi Bartosz Turek.
W przypadku stagnacji możemy się spodziewać gorszych sygnałów z rynku pracy i wzrostu bezrobocia i niskich wzrostów płac.
– W takim przypadku można się spodziewać mniejszego popytu na rynku nieruchomości. Jeżeli realnie mamy problem z pracą i wynagrodzeniem, to mniej chętnie sięgniemy po kredyty mieszkaniowe i nasze zdolności nabywcze spadają – tłumaczy Turek.
Z drugiej strony gdzieś trzeba mieszkać, więc zdaniem analityka popyt na najem mieszkań może rosnąć kosztem popytu na kredyt. Dlatego właściciele mieszkań na wynajem mogą spać spokojnie.
– Podczas stagflacji w latach 70-tych w USA, od stycznia 1970 do grudnia 1979 roku mieliśmy do czynienia z inflacja na poziomie ponad 100%. Natomiast ceny domów w Stanach Zjednoczonych wzrosły o prawie 130%. Czynsze najmu mieszkań wzrosły o około 70%.
Dodatkowym problemem na polskim rynku może być również słabnąca nasza waluta i rosnąca wartość franka szwajcarskiego.
Polecamy podcasty ISBnews na SoundCloud